Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:13, 31 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
29 marzec
Kolejne Les Misy utwierdziły mnie w przekonaniu, że przerwa jest mi bardzo potrzebna.
Jestem takim typem widza, który musi się porządnie napościć, żeby później lepiej smakowało. Wiem, że zbyt częste obcowanie z jednym spektaklem, chociażby tym ukochanym, zniechęciłyby mnie do niego. Z tego miejsca podziwiam aktorów, którzy muszą grać codziennie to samo, przez jakiś okres czasu, ja bym to okupiła ciężką chorobą.
Nie była to Krucjata, które szczerze uwielbiam, ale taki późno-dnio-kobietowy prezent. Z początku miała mi towarzyszyć tylko Aś, ale siła wyższa(jaka nie wie tego nikt) zesłała nam bilet dla Ilmariel.
Pokrzepione kawą, Asiowymi pralinkami i jadalnymi perełkami, poszłyśmy do Romy.
Niestety był to dzień wzmożonej aktywności wycieczek szkolnych...
Przechodzę do spektaklu...
Jak już wspominałam w innym dziale naszego forum, były to najlepsze Les Misy na jakich byłam. Po 26 lutego, bałam się trochę, że może znowu będzie panowało ogólne zniechęcenie. Ale jak widać, wiosna zawitała i do Romy :P
Janusz Kruciński-Jean Valjen- Takiego JV to ja lubię. Początkowa dzikość, radość z odzyskanej wolności i brutalny policzek od losu. Cała paleta uczuć, gra spojrzeniem i ogólne ach i och. Czuję się całkowicie zachwycona i mogę zapomnieć o tym nieszczęsnym lutym. Jak na granie dzień w dzień z karygodnie małymi przerwami, pan Janusz utrzymuje zachwycający poziom.
We wtorek królowały dwie scenki. Pierwsza, kiedy dał małej Cosette ubranka i lalkę i podniósł ją z takim wujaszkowym uśmiechem a później zaczął wirować i powtarzać:Cosette, Cosette i przytulił. Ómarłam za życia...
Druga scena, to wynoszenie Mariusa z kanałów. Sposób w którym Valjean odezwał się do Javerta, przeniósł mnie do innego świata. W tej wściekłości było dużo Hyde'a!
Łukasz Dziedzic aka *''Zła Macocha''- Baba Jaga- Uwielbiam Pana Inspektora i jego całą gamę mrocznych i kamiennych min. A jak go sobie poobserwowałam z bliskiej odległości, to zachwyciłam się jeszcze bardziej.
Nie mogę się nadziwić, że za każdym razem początek Konfrontacji w jego wykonaniu jest coraz genialniejszy. To w jaki sposób mówi: Valjean! O tak...,taka rozkosz, przeciąganie każdej sylaby. Chęć zatrzymania tej chwili, gdy osacza 24601... Ciarki na plecach galopowały mi jak mustangi z dzikiej doliny... xD Skończę, bo nie mam zamiaru sparklować. :P
Edyta Krzemień- Fantine- Dużo spokojniejsza, jeszcze bardziej przemyślana. Bardzo podobało mi się Wyśniłam sen, było inne niż zazwyczaj. Bardziej spokojne, Fantine była już w innym świecie. Od tego momentu zaczęła więdnąć i postawiony został nacisk na to, że teraz będzie już tylko gorzej.
Śmierć już mnie nie wzrusza, nie wiem dlaczego.
Ewa Lachowicz- Marcin Wortmann- Weronika Bochat- Eponine-Marius-Cosette - Bardzo podoba mi się to zestawienie. Ewa przy Marcinie wygląda słodko i uroczo. Malwina jest bardziej łobuzicą i jak stoi przy Wortim to śmiesznie to wygląda. Marius jak zwykle zaangażowany aż miło spojrzeć. Zakochany po same uszy, płaczący nad ciałem Eponine. Weronika tego wieczoru bardzo mi się podobała, nie było poprzedniej nadinterpretacji i jeśli tak ma grać, to mogę oglądać ją częściej.
Ania Dzionek- Grześ Pierczyński- Thenardierowie- Ania w duecie z Tomkiem jest świetna ale i z Grzegorzem P tworzą fenomenalny tandem.
Thenardier - Pierczyński jest stuknięty, udaje po trosze błazna, po trosze osobę z problemami osobowościowymi. Bawi, czaruje i wywołuje łzy i ból brzucha. Tomek w całej swojej wesołości jest cynikiem i bezczelnym złodziejem, wiedzącym co nieco o życiu. Grześ jest takim łapiduchem, czasami podkradającym komuś pieniądze i bawiącym się swoją nieuczciwością. Obie kreacje godne uwagi ;)
Rewolucjoniści i reszta stawki - Ężo Zagrobelny jak to on. Nie ewoluuje za bardzo jest i tyle. Chciałabym napisać o nim coś więcej, ale w jego wykonaniu ta postać mnie ani ziębi ani grzeje. Reszta stawki pięknie, ale zawsze kiedy Worti jest Mariusem, bardzo mi go brakuje na barykadzie.
Krzyś Bartłomiejczyk i jego pląsy w karczmie przyciągają mój wzrok, oj tak i jego brak ciepłej strawy po siedmiu dniach na morzu xD
Lennon na barykadzie i pląsający walczyka na weselu...OMG!
Brak Grzesia Pierczyńskiego w zespole zaobserwowany i bolący.
Bracia Kamińscy podbili moje serce na weselu i te nóżki w białych pończoszkach...
Kuba Szydłowski- Mistrz! *kłania się nisko*
I teraz przejdę do światłych komentarzy młodzieży szkolnej.
Pojawienie się Javerta z białym, rozwianym włosem.
- O! Baba Jaga przyszła!
- To nie Baba Jaga, tylko Rubik z orkiestronu!
-Jaki Rubik? Przecież on nadal dyryguje...
- Znowu wróciła, patrz jak się pochyla do tego kolesia(mowa o Łukaszu Zagrobelnym).
- Głupku to jest Zła Macocha, sprzedała mu zatrute jabłko a on jest Śnieżką!
Valjean czyta przechwycony list Mariusa do Cosette.
- Co za cham!
I weź człowieku wysiedź na widowni...
Backdoor kameralny ale bardzo przyjemny. Pralinki Aś rządzą! :)
To będzie tyle, za chaotyczność przepraszam, ale ostatnio jestem nieprzytomna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aś
DżoanaWu-Hyde - prawa ręka bossa
Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Częstochowa
|
Wysłany: Czw 17:29, 31 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Tym razem postanowiłam, że moją relację napiszę w przeciągu 2-3 dni po spektaklu (a nie miesiąc później, jak zazwyczaj) i wreszcie mi się udało.
Wyjazd był spontaniczny – bo jak inaczej można nazwać wypad do Romy, gdy bilety się załatwia dwa tygodnie przed? , a dosłownie w ostatniej chwili, dołączyła do nas Ilmariel, której zakupiłyśmy jedyną wolną dostawkę czekającą w komisie.
Bardzo nie lubię, gdy na spektakle przyjeżdża młodzież gimnazjalno-licealna, która zazwyczaj nie wie, po co się do teatru jedzie, już nie mówiąc o tym, jak powinna się zachować… jednak rozbawił mnie komentarz jednej z dziewczyn, pytającej „A gdzie jest żyrandol? :lol:
Przechodząc do samego spektaklu. Jedyne co mi się ciśnie teraz na usta, to określenie – cudowny. Ów spektakl uznaję wszem i wobec za najlepszy, ze wszystkich na których byłam, szczególnie gdy wspominam ten z lutego. Wszak wiosna przyszła
Nie będę szczegółowo opisywać całego spektaklu, lecz wspomnę tylko o rzeczach, które szczególnie zapadły mi w pamięć.
Jean Valjean – Janusz Kruciński. Naprawdę ciężko mi opisać słowem, emocje, które u mnie wywołał tego wieczoru. Najbardziej z całego spektaklu, spodobała mi się scena, w której JV wynosi rannego Mariusa z lochów. Ten gniew i irytacja wobec postawy inspektora, „Schyl kark, Javert, czy nie dość było krwi?”. Znakomite!
Szczególny uśmiech na mojej twarzy wywołał moment, w której JV spotyka małą Cosette, a następnie ją podnosi i z uśmiechem mówi „Cosette, Cosette
Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć w roli Thenardiera Grzesia Pierczyńskiego i według mnie jest jak najbardziej ok, podobało mi się, jednak moim ulubionym Thenardierem nadal pozostaje Tomek Steciuk (mam wrażenie, że ta rola jest napisana dla niego ).
Tomek zrobił z Thenardiera postać zdecydowanie bardziej komiczną, Grześ – typowego cwaniaka.
Muszę jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy, która mnie i Sabcie nieco…zdziwiła. Podczas ostatniego utworu „Słuchaj kiedy śpiewa lud, gdy przez dolinę idzie łez…” publiczność zaczęła klaskać w rytm melodii. Długo nas w Romie nie było, czyżby to był jakiś nowy zwyczaj ?
Stagedoor – krótki, ale bardzo przyjemny, ponoć praliny były dobre ;)
Bardzo chcę podziękować Sabci i Ilmariel za miło spędzony czas przed i po spektaklu
|
|
Powrót do góry |
|
|
Justyna
Przypadkowy widz
Dołączył: 31 Sty 2011
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 20:30, 01 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Gdzie tam nowy zwyczaj, to tylko zależy od publiki.
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Pani Ołówkowa, adminka
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:45, 19 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
A więc. Byłam wczoraj, obejrzałam, posłuchałam, a teraz piszę. I pójdę sobie na łatwiznę, lecąc bohaterami po kolei.
Valjean - nie wymaga reklamy, ani szerokiego sięrozpisywania, pan Janusz znakomity jak zwykle.
Javert - był Szydvert. I wbrew zdaniu ogółu muszę stwierdzić, ze mi się podobał. Wokalnie gorszy od Łukasza Dziedzica, owszem, natomiast aktorsko bardzo, ale to bardzo ciekawy. O ile Dziavert jest spiżowy niemalż i gdzieś tam ponad tym całym, prawdaż, motłochem, Szydłowy inspektor to stary wyjadacz, co to za dużo w życiu widział, żeby uwierzyć, że z takiego Valjeana może być coś dobrego. Pogardę inspektor żywi bezmierną dla wszystkich co łamie prawo, co dyskretnie komunikuje nam sardoniczny uśmieszek zastygły na jego licu. Ogólnie było na co patrzeć. Aczkolwiek w tym samym czasie brakowało mi pana Szydłowskiego wszędzie indziej na scenie, w tym tysiącu drobnych ról.
Fantine - Edyta Krzemień wokalnie nienaganna, aktorsko zjeżdżająca w nadmiar słodkiej firanowatości i niedomiar dramatyzmu.
Eponine - Malwina Kusior. Uwielbiam do głębi. Piękny głos, dużo chłopczycowatej, łobuzerskiej zadziorności, kiedy trzeba przejmująca. Braaawo.
Marius - jakkolwiek Marcin Mroziński wokalnie był znakomity, a aktorsko właściwie bez zarzutu to jednak... Jednak wolę Monsieur Drozda.
Enjolras - chwała niech będzie Janowi Bzdawce i włosom jego! Wreszcie poczułam się pod wpływem enjolrasiej charyzmy, a nawet porwana rewolucyjnym zapałem (co objawiło się chęcią pomachania flagą w rytm rewolucyjnych pieśni). Brawa temu panu.
Grantaire - no tu mi pana Szydłowskiego brakowało bardzo a bardzo. Tej intensywności, tych spojrzeń na rwących się do boju studenciaków, mówiących: "A tym co? Pogięło was wszystkich? Weźcie się ogarnijcie, to nie zabawa jest, wy wiecie co wy chcecie zrobić?"
Gavroche - Jan Cięciara absolutnie uroczym jest, a w scenie śmierci łzy ze mnie należyte wycisnął.
Cosette duża - Wera Bochat dostarczyła bardzo przyjemnych wrażeń. Dobrze zaśpiewała, dobrze zagrała, nie przecukrzyła, o co z Kozetą łatwo.
Cosete mała - Maja Kwiatkowska. No co ja mogę, aaaaawwwww... Przy wspólnym lalalaniu z Valjeanem zwłaszcza aaaawww.
...Chyba przestałam się wypowiadać w sposób artykułowany. Koniec recenzji zatem.
A wszystkim Bławatkom wielkie DZIĘKUJĘ za wczorajszy dzień. :*
|
|
Powrót do góry |
|
|
Leleth
Kucyponkowy dealer fangirlizmu
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:13, 19 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Będzie krótko, bo nie czuję potrzeby dłużej, zresztą tyle już było szczegółowych relacji.
Spektakl z 18.06 na 15.00 mnie miło zaskoczył. Co prawda dłużyło mi się niemiłosiernie jak zwykle, ale nie uważam tego za zmarnowany czas. Może to dlatego, że nie byłam od października…
Ja wiem, ze to było mało miłe, ale na Samobójstwie Javerta po raz pierwszy z trudem tłumiłam śmiech. To, co Kuba zrobił z tą rolą…srsly, nie wiem, jak to skomentować. Miał parę dobrych momentów, ale znacznie więcej koszmarnych. Chwilami przypominał mi Andrzeja Śledzia, co było miłe :D. Chciałam go raz zobaczyć jako Javerta, zobaczyłam, teraz dziękuję, postoję.
Co jeszcze przykre, to nausznie przekonałam się o niedyspozycji głosowej Janusza. Mam nadzieję, że w wakacje sobie podreperuje. Aktorsko jak zwykle bez zarzutu.
Marcin Mroziński jako Marius był… well, był. Sympatyczny, równy w roli, ale ogólnie to raczej nijaki, bez szału. Pewnie będę też jedną z nielicznych osób, które nie zachwycają się Weroniką Bochat w roli Cosette. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, obiektywnie uważam ją za najlepszą, natomiast subiektywnie wolę Kaję. Może Wera wykazuje więcej zdecydowania i gry aktorskiej, ale w jej Cosette jest tyle…agresji, pretensji… ja przynajmniej bynajmniej nie odebrałam tego jako wyraz zdecydowanego charakteru, czy może w założeniu miało być. Wolę już naiwną, przesłodzoną dziewczynkę, którą kreuje Kaja, zresztą ta interpretacja jest bliższa mojemu wyobrażeniu postaci.
Jaś Cięciara jako Gavroche bardzo mi się podobał, był przeuroczym łobuziakiem, i bardzo mi żal, że już odchodzi. Aczkolwiek mowę pożegnalną miał urocza :D. Maję Kwiatkowską jako Cosette też zawsze dość lubiłam.
Fantyna Edyty robi się natomiast coraz bardziej przesłodzona. Już wcześniej drażniła mnie lekko „firanowatość” tej postaci, ale nie na tyle, żebym czuła dyskomfort, owszem, przyjemnie się oglądało. Teraz natomiast w scenach z Fantyną myślałam o wszystkim, tylko nie o tym, co się dzieje na scenie…
Well… o pozostałych nie mam potrzeby się rozpisywać. Byli dobrzy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:16, 19 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Wypowiem się i ja.
Spektakl należał do udanych, ale nie wstrząsnął mną tak głęboko jak ten z marca. Bardzo brakowało mi Łukasza Dziedzica.
Szydwert mnie irytował, dlatego, że miałam dziwne wrażenie że się wszystkim bawi a Valjeana ściga, bo mu się nudzi.
Poza tym za duże było podobieństwo miedzy nim i Grantairem. Kubie Javertowi mówię stanowcze nie.
O Januszu powiem tyle,że zawsze zachwyca mnie jego gra oczu i głos, chociaż chwilami niebezpiecznie się załamywał.
Janek Bzdawka to z pewnością mój ulubiony Ężo, jest bardzo charyzmatyczny i ma epickie loki. Tylko ubawiłam się z Justyną na jego śmierci, bo jak był po drugiej stronie barykady to widać było w szczelinie między deskami, jak się rusza.
Malwina również jest moją Eponiną, zadziorną i łobuzowatą. Co do Cosette, to mam takie samo zdanie jak Kasia. Dla mnie Cosette powinna być firanowata i słodka do obrzydliwości a nie charakterna.
Marcin bardzo mnie zaskoczył, było świetnie bez nadmiaru emocji, uroczo nieporadny w swym zakochaniu.
Państwo Thenardier rządzą, Tomek niezaprzeczalnie jest królem tego kramu, Ania też była świetna.
Fantyna niestety jest dla mnie niestrawna. O ile kiedyś mnie wzruszało jej cierpienie o tyle teraz nie mogę wytrzymać tej firanowatości. Zamiast być coraz lepiej jak w przypadku reszty to mam wrażenie,że Edyta osiadła na laurach i jest nijak.
Backdooor astralny. Dziękuje wam Krucjato :*:*:*
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ilmariel
Pani z lasu Sherwood
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:15, 19 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
18 czerwca 2011, godz. 15.00
Miało być krótko, a wyszło jak zwykle...
Zacznę więc od tego, że był to najlepszy dotychczas Zjazd Szczupaków/Bławatków/Kobiet Astralnych, niepotrzebne skreślić (albo i nie). Kipię więc teraz energią płynącą ze spotkania ze wszystkimi wspaniałymi ludźmi, szczerzę się sama do siebie i mam wrażenie, że do następnego razu chyba się zatęsknię na śmierć.
Spotkanie rozpoczęło się w przezacnej kawiarni w pobliżu teatru, a że prócz zakończenia sezonu akurat nałożyło się ostatnio sporo różnych okazji, było niezwykle uroczyście, z mnóstwem prezentów, morzem kwiatów (to naprawdę BYŁ widok!), długo oczekiwanym zawieraniem znajomości w realnym świecie i szeregiem radosnych powitań po długiej rozłące.
Co do spektaklu, muszę przyznać, że był całkiem dobry, jakkolwiek główną moją myślą było to, żeby tylko się za moment nie udusić, bo powietrze stało w miejscu, w głowie się kręciło, a dzień, nadmieniam, wcale nie był upalny. Ale przechodząc do meritum:
Janusz Kruciński - Jean Valjean
Nie będę się powtarzać, powiem więc tylko tyle, że jak zawsze było dobrze. Co prawda nie tak, jak w marcu, kiedy miałam szczękę na podłodze, ale tamten spektakl był absolutnym fenomenem i stał jakościowo kilka poziomów powyżej tego, co widzimy zazwyczaj. Wczoraj było ok, choć głos pana Janusza wyraźnie domaga się regeneracji, ale aktorsko bez zarzutu.
Jakub Szydłowski - Inspektor Javert
Zgodzę się z Wiedźmą, że nie taki Szydvert zły, jak go malują, chociaż dużo by jeszcze mógł zrobić lepiej. Zresztą, mając za punkt odniesienia Łukasza Dziedzica, naprawdę ciężko jest wygrać ten, nazwijmy to, pojedynek. Bo do Dziedzica brakuje mu jeszcze paru poziomów, ale podejrzewam, brakowałoby ich chyba większości innych aktorów. Głównym jednakowoż problemem nie jest to, że Szydło gra Javerta, tylko to, że gdy jest Javertem, to nie ma go w zespole. Tęskniłam za nim zwłaszcza na barykadzie, bo jego Grantaire'a kocham miłością niezmierzoną.
Do Javerta wracając, pewnej rzeczy kompletnie sobie nie potrafię wytłumaczyć. Zauważyłam bowiem, że co głębsze dźwięki jakby tłumi i chowa, zamiast pozwolić im wybrzmieć, przez co skrzeczy, czyniąc np. "Samobójstwo" fatalnym wokalnie. Myślałam, że po prostu z jakichś przyczyn się z nimi nie wyrabia. Jednak ostatni dźwięk "Samobójstwa" wyciągnął TAK, że wbiło mnie to w fotel, a szczękę moją wysłało gdzieś do poziomu piwnicy, pokazując, że potrafi, oj, jak potrafi! Marzy mi się więc zatem, by pan Szydłowski pokazał nam pełnię swoich możliwości wokalnych, bo lubię go strasznie i trzymam za to kciuki, bo go na to stać. "Gwiazdy" były za to piękne od początku do końca, nie mam nic do zarzucenia. Ogólnie jestem pozytywnie zaskoczona, aczkolwiek ze wspomnianych wcześniej przyczyn nad wyraz subiektywnych wolę oglądać go w zespole.
Edyta Krzemień - Fantine
Jak zawsze, bardzo dobrze. Tyle tylko, że od kilku spektakli brakuje jej nieco tej rozpaczy i goryczy, które pokazywała na początku i które tak strasznie mi się podobały, bo nadawały postaci właściwego charakteru i siły. Jest trochę zbyt łagodnie, co odbiera jej kreacji głębię. Następnym razem liczę na Anię Gigiel, bo czuję potrzebę czegoś innego.
Thenardierowie - Anna Sztejner i Tomasz Steciuk
Fantastycznie! Jak zawsze, zresztą. Pani Sztejner, którą widziałam dzisiaj pierwszy raz, całkowicie spełniła moje oczekiwania, choć Annę Dzionek jakoś wolę, tak po prostu bez przyczyny. Pan Thenardier ze spektaklu na spektakl jest coraz lepszy, nic dodać, nic ująć.
Maja Kwiatkowska - Mała Cosette
Maja jest chyba najsłodszą Cosette, jaką widziałam. No i jest świetna aktorsko, jak na tak małe dziecko. Wczoraj jeszcze nie było tego widać aż tak, ale z poprzedniego jej występu pamiętam te wszystkie okrzyki zgrozy na widok Thenardierowej, instynktowne lgnięcie do Valjeana podczas targów w karczmie, zachwyt, kiedy na koniec Valjean daje jej laleczkę... Wczoraj też to wszystko było, ale mniej.
Jaś Cięciara - Gavroche
Odczuwam żal niewysłowiony, że był to ostatni jego spektakl, ale skoro tak, to cieszę się, że dane mi było jeszcze go przed końcem zobaczyć. Albowiem Jaś wspaniałym Gavroche'em jest. A umierał tak przejmująco, że długo tego nie zapomnę, płakałam rzewnymi łzami, serio, serio.
Marcin Mroziński - Marius
Nałapał u mnie wczoraj punktów. Jak stwierdziłyśmy z Krolockową, chyba poprawa image'u poszła w parze z pewnością siebie na scenie, bo jak zazwyczaj jego Marius nie wywoływał we mnie szczególnych emocji, tak wczoraj było naprawdę fajnie. "Puste krzesła" przyprawiły mnie o ciarki na plecach, zelektryzowały i wzruszyły. Tak abstrahując od Mroza, uwielbiam ten zabieg z tłumem zjaw w tle. Jest przeupiorny i jakoś rekompensuje mi ten bolesny brak kawiarni.
Jedyne czego się czepię, to fakt, że Marcinowi w scenie balkonowej notorycznie i całkiem literalnie "brak słów" ;)
- Ja jestem... Marius...
- A ja Cosette!
- Cosette... Jak ładnie...
Widocznie ta linijka tekstu jakoś mu nie leży, skoro tak często zapomina, jak to leci. Cóż, każdy ma jakieś słabości.
Weronika Bochat - Cosette
Z każdym spektaklem upewniam się, że to jest "moja" Cosette. Śpiewa bardzo dobrze i nie przesładza, o co w tej roli nadzwyczaj łatwo. Jest za to uroczą, energiczną dziewczyną z sercem na dłoni, zakochaną, do Valjeana pałającą ciepłem, ale świadomą swojego prawa do własnego szczęścia i ubiegającą się o to prawo stanowczo, acz starając się ojcu zadać możliwie mało bólu. Bardzo ładna interpretacja i jedyna Cosette, na którą patrzę z niekłamaną przyjemnością.
Malwina Kusior - Eponine
Co ja mogę powiedzieć o Malwinie więcej, niż mówiłam ostatnio? Powtórzę się i powiem, że po prostu miażdży system! Żądzą mordu pałam więc do tych przemiłych osób, które podczas "On my own" przepychały się do swoich miejsc w rzędzie za mną z gracją słoni w składzie porcelany, jakimś pokręconym ciągiem myślowym myląc przejście z rzędem, w którym siedzą ludzie (tak, pan próbował usilnie przeniknąć przez calutki rząd krzeseł twierdząc, że stoją mu w przejściu). "A little fall of rain" dane mi już jednak było obejrzeć w spokoju i zaprawdę powiadam wam, że to było arcydzieło łamiące serce, zarówno ze strony Malwiny, jak i Mroza.
No i był Jan Bzdawka, czyli mój ukochany Enjolras, za którym niebywale tęskniłam od poprzedniego razu - chociaż tym poprzednim razem podobał mi się jakoś bardziej. Wesoła kompania na barykadzie była jak zawsze wspaniała, chociaż jak wspominałam, doskwierał mi brak Szydełkowego Grantaire'a, a jego zmiennik mnie niemożliwie irytował - nie wiem, czy obiektywnie, czy po prostu dlatego, że nie był Szydełkiem.
Wzruszywszy się solidnie podczas całego drugiego aktu, niemalże z pieśnią rewolucyjną na ustach ruszyłam z mymi zacnymi niewiastami pod backdoor, gdzie sceny rozegrały się iście epickie. Z racji tego, że obaj panowie Kruciński i Mroziński grali również i w wieczornym spektaklu, miałyśmy tę atrakcję, że wyszli do nas w kostiumach, odpowiednio: galerniczym "in the making" oraz weselnym, z czego radości było co nie miara :) Marcin Mroziński został obdarowany firmową poduchą Brygady MM, Janusz Kruciński natomiast, który w czerwcu obchodzi też urodziny, otrzymał stworzone przez Ludzi Krucjaty wino "Galernik" oraz prezent pod patronatem akcji "Całe Forum Goli Krucińskiego" :) Był również tort czekoladowy by Aś oraz nadzwyczaj entuzjastycznie powitane muffinki by Justyna. Na koniec nastąpiła sesja zdjęciowa, dokumentująca to jakże doniosłe wydarzenie :D
Ciężko było nam rozejść się każdy w swoją stronę i naprawdę nie mogę się już doczekać kolejnego zlotu w tak dużym i świetnym towarzystwie, jednocześnie dziękuję wszystkim za fantastyczny i absolutnie niezapomniany dzień!
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Pani Ołówkowa, adminka
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:55, 19 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
AAAAAAAAAAAAA!!! Właśnie! Wiem kogo pominęłam w mojej recenzji i pędzę po szatę pokutną z pudla. Thenardierowie! Jak mogłam, no jak?
Otóż zauważyłam, że wyrobił mi się odruch bezwarunkowy. Mianowicie gdy na scenie pojawia się Tomasz Steciuk, moje dłonie układają się od razu w pozycji "do oklasków". Thenardier w jego wykonaniu jest po prostu boski, komiczny aż do zerwania boków, a mimo to podły, plugawy i odrażający. Chapeau bas.
Anna Sztejner natomiast, była Thenardierową bardziej serio, utrzymaną w tonacji "wredność wcielona", choć akcenty komiczne też były (acz nie tyle, ile ich jest w wersji Mme Dzionek). Mimo tego podobała mi się niezmiernie.
Ilmariel napisał: | Do Javerta wracając, pewnej rzeczy kompletnie sobie nie potrafię wytłumaczyć. Zauważyłam bowiem, że co głębsze dźwięki jakby tłumi i chowa, zamiast pozwolić im wybrzmieć, przez co skrzeczy, czyniąc np. "Samobójstwo" fatalnym wokalnie. Myślałam, że po prostu z jakichś przyczyn się z nimi nie wyrabia. Jednak ostatni dźwięk "Samobójstwa" wyciągnął TAK, że wbiło mnie to w fotel, a szczękę moją wysłało gdzieś do poziomu piwnicy, pokazując, że potrafi, oj, jak potrafi! Marzy mi się więc zatem, by pan Szydłowski pokazał nam pełnię swoich możliwości wokalnych |
Podpisuję się pod tym wszystkimi możliwymi odnóżami. Również zastanawiałam się nad kwestią śpiewu pana Szydłowskiego, nad tym dlaczego niektóre dźwięki tłumi, jakoby w studni siedział, bo przecież ma wspaniały głos i użyć go umie, czego wzmiankowany Schlusston w "Samobójstwie" dowodem. I również mam nadzieję, że kiedyś drogi Szydvert pokaże na co go stać.
Ostatnio zmieniony przez EineHexe dnia Nie 22:56, 19 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 9:45, 20 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Te zduszone jęki Kuby brzmiały trochę jak meczenie kozy. I ogólnie trio Justyna- Leleth-Luc dostawało głupawki... :P
|
|
Powrót do góry |
|
|
Prosiaczek
Przypadkowy widz
Dołączył: 19 Maj 2011
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:15, 20 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Mój pierwszy Lemisowy post :) I choć planowałam kiedyś zebrać wszystkie swoje wyjścia (no tylko 4 ich było a 5 spektakli) to chyba poprzestanę tylko na wczorajszym wypadzie. 18 czerwca 2011, godz. 15:00 i 19:30 Sposób recenzowania „po aktorach” wszystkim, widzę, ułatwia sprawę :) Nie będę inna w tej kwestii.
Janusz Kruciński – Jean Valjean
Tu mam największy problem. Bo ja nie umiem o Januszu pisać :) Człowiek jest po prostu przegenialny. Za każdym razem. Tym razem było w nim coś szczególnego, zwłaszcza w wokalu w pierwszym spektaklu. Nie wiem dokładnie co, nie umiem tego nazwać, a do tego wydawało mi się że dał z siebie maksimum i z takim większym powerem niż podczas moich poprzednich razów. W drugim spektaklu było już spokojniej, ale naprawdę na poziomie, zmęczenia jakoś nie było widać. Nawet fizycznego. Podziwiać.
Kuba Szydłowski/ Łukasz Dziedzic – Inspektor Javert
Hahaha, Kubusiu, no gdzie ty tu? :D Owszem masz ten kpiący ze wszystkiego wyraz twarzy, ten jeden kącik ust podniesiony wiecznie do góry, ale to nie wszystko :) Podpinam się pod słuchowe wrażenia tłumienia dźwięków i co za tym idzie- skrzeczenia w momentach kiedy głos powinien wybrzmieć i mieć głębię. Tak niskiego przyprawiającego o dreszcze głosu jak Łukasz Kuba mieć nie będzie i nie z siebie nie wydobędzie, a widać, że strasznie próbuje i stąd ten śmiechowy efekt. Ale zgodziłyśmy się z Madzia, że Gwiazdy, niejako Lemisowa wizytówka Javerta, wyszły bardzo dobrze. Chciałam Kubię zobaczyć i usłyszeć w tej roli. Zobaczyłam, usłyszałam. Raz wystarczy. Pana Bartłomiejczyka nie chcę już słyszeć, nie chcę się już o niczym przekonywać.
Łukasz. Klasa. Od razu poczułam się jak w domu. Trzymał poziom, choć widać jeszcze nie do końca się wyleczył. Odczułam to zwłaszcza w Konfrontacji. Ale on tak już ma, że nawet w najgorszej formie lepszy od każdego innego odtwórcy, najlepszy.
Edyta Krzemień – Fantine
Tu się nie rozpiszę. Wokalnie bez zarzutu. Z głębi, czyściutko, dźwięcznie i miło. Wokalnie jest jedną przeze mnie akceptowaną Fantine. Podtrzymuję opinię o stawaniu się jej firanowatą, ale zarówno kobieta jak i ta postać obojętnymi mi są, więc nie boleję.
Anna Sztejner/Anna Dzionek, Tomasz Steciuk- Thenardierowie
Miszczowie! Jak zawsze! Co oni tam zawsze wyprawiają, to się w parasolu nie mieści. Nigdy nie wiesz co zobaczysz :D Tomasz bez-błęd-ny i ob-łęd-ny! Wolę Anię Dzionek, ale tym razem Ania Sztejner zachwyciła mnie swoim byciem Panią Tenardierową. Górowała zwłaszcza genialną mimiką twarzy i tego wieczoru miała lepszy ogólny kontakt i przysłowiową chemię z Tomkiem. Do wokali nie mam się co przyczepić, absolutnie. Wizualnie uwielbiam również Anię Dzionek z Grzesiem Pierczyńskim, wielka baba i szczupaczek, o wiele szczuplejszy od Tomka- no cudności.
Maja Kwiatkowska/Monika Walczak – mała Cosette
Dziewczynki widziałam po raz pierwszy. Zawsze wyskakiwała mi Roksana Rybicka, która mi nie pasuje, tzn za pierwszym razem było okej (mimo, że taka duża, wysoka, była), ale za trzema kolejnymi myślałam, że nie strzymię. Maja była kochana, śliczna i smutna. Pasowało. Monika, nieładna- tak jak powinno być. Podskakiwanie i odskakiwanie na wrzask Thenardierowej lub na widok obcych było takie naturalne Do tego lepiej tuliła ścierkę i grała. Grała! w scenie gdy dostaje płaszczyk, kapelusz i lalkę, cieszy się, tańczy, uśmiecha się zaskoczona. Roksana tego nigdy nie robiła, w ogóle była jakaś taka nijaka.
Janek Cięciara/Tomek Chodorowski - Gavroche
Justyna mówi, że to Tomek był :P ja mam problem z odróżnieniem go, po zdjęciach, od Janka Rotowskiego :P Cieszę się, że dane mi było zobaczyć obu chłopaczków, obu również po raz pierwszy, ale też obu po raz ostatni :( Janka na pewno, to wiecie, ale ponoć Tomka też mieli w sobotę pożegnać, ale w końcu tego nie było. Więc możliwe, że jeszcze zagra. Bardziej spodobał mi się chyba jednak Tomek. Do tej pory w roli Gavroche'a widziałam tylko Franka Dziducha (nawet nie ma go wymienionego na stronie, 28 kwietnia zagrał po raz pierwszy) i jestem w nim wprost zakochana.
Marcin Mroziński – Marius
*_____*
No dobra, konkrety, konkrety. Pierwszy spektakl to istne cudo jakieś. Nie wiem co mam powiedzieć i jak. Najlepszy Maniek jakiego widziałam i słyszałam. W ogóle jakoś tak... tak super. Nie wiem... artystycznie znam i śledzę Marcina jakieś 10 lat i mogę powiedzieć, że to był naprawdę jeden z najlepszych jeśli nie najlepszy występ. Dla mnie na pewno. Drugi spektakl był w sumie dość podobny wokalnie, aktorsko trochę jak zwykle inny. Z wokalu jakoś nie zjechał, ale jednocześnie postawił bardziej na grę. W drugim spektaklu powróciło siadywanie na ławeczce (i śpiewanie do chusteczki), na którą nie wpadł, ale już z daleka ją zlokalizował, przyjrzał się jej, podszedł nie spuszczając z niej wzroku, stojąc w bezruchu popatrzył jeszcze chwilę, po czym ominął ją iście walcowo- tanecznym krokiem. Natomiast w scenie śmierci Eponine, kiedy ona już leży tak totalnie na podłodze, obejmowanie jej nie jest niczym dziwnym, ale tym razem Maniek pozostały z tyłkiem w górze... hmmm, starałam się nie wybuchnąć śmiechem w tak poważniej i jednocześnie smutnej chwili :P No i pościągany dywan też mu się chyba nie spodobał, bo korzystając z chwili ciszy i bezruchu gdzieś w scenie kiedy zostają z JV sami, ten siedząc w fotelu poprawiał robotę techników i prostował swą laseczką wszystkie fałdy na dywanie jakie tylko znalazł. Natomiast scena balkonowa... to jest scena którą na wiele sposobów można zagrać. Marcin nie zapomina, a jak zapomina języka w gębie to jest to język Mariusa. Tak se wymyślił, że akurat będzie zapominał w tym miejscu, no i zapomina. Ale to „jak ładnie” było ładne ;)
Weronika Bochat/Kaja Mianowana- Cosette
Nie widziałam tych pretensji u Weronikowej Cosette. Może czasem np. na ławeczce, ale taki to pomysł Werki na tę postać, zresztą jak każdej z dziewczyn. Widziałam ją po raz pierwszy (w tej roli). Nie przesładza, aż tak nie firanuje, domaga się swoich praw, ale w dalszym ciągu jest w tym najdelikatniejsza jak może. Podoba mi się ta interpretacja. Według mnie grała fajnie, a wokalnie, pomojając to, że jej głos w ogóle bardzo lubię, cóż... tak... znalazłam swoją Cosette.
Kaja- nie pieje jak Paulina, ale jednak bardziej ściska to gardło niż Wercia. Nie wadziło mi to, bo u niej jakoś bardziej skupiłam się na grze, a ta choć inna podobała mi się tak samo bardzo jak Weroniki. Ale co dla mnie jest też ważne. Chemia między Cosettą a Mariusem vel między aktorką grającą Cosette, a aktorem grającym Mariusa. Na innego Mariusa niż me Mrozę nie chodzę i nie pójdę, więc dopasowując do niego, to z Weroniką wypada najlepiej. Widać, że się przyjaźnią i dzięki temu dobrze się ze sobą czują również na scenie. Ale z drugiej przez to nie całują się na ślubie (znaczy w usta, tylko jakoś tak...), a jak tak lubię ten moment no :P Z Pauliną niby też to tacy lepciejsi znajomi, ale to jednak jeszcze nie to na scenie. A z Kają to już prawie w ogóle, więc nie oczekiwałam wiele po tym duecie, ale psikus! Bardzo mi się w sobotę podobało, słodko tak było, i ciągle się do się uśmiechali. No i wykonali najdłuższego ślubnego ślimaka jakiego w tym teatrze widziałam xD Śpiew Kai delikatny i taki jakby uroczy. Fajnie.
Malwina Kusior – Eponine
Ręce i nogi mię opadły. Nie nie było, źle, wręcz przeciwnie! I dlatego właśnie... Moja Eponine to Ewa i nic tego nie zmieni. Mimo iż jej wcześniej nie widziałam nie byłam uprzedzona do Malwiny, chciałam ją zobaczyć. Zobaczyłam i... no i co? Chyba nie mam w mym biednym wyczerpanym sercu miejsca na obie Eponiny, a Malwina na nie zasługuje. Wokalnie mniej mnie zachwyca, moje ucho mocne górne rejestry odczytuje jak cos-jakby-czasem-pianie, ale jej gra jest wspaniała. Ewy też, ale ta całkiem inna. U Eponine Ewy bardziej widać, że z Mariusem się przyjaźni niż jest w nim zakochana, u Malwiny na odwrót. I ten duet na barykadzie... cholerny song! Tak go kocham, wciąż kocham, przekocham... I serce raczy wybaczyć, ale Malwina bardziej mi się tu podoba, bo tu bardziej o grę chodzi niż o piękny przejmujący wokal.
Jan Bzdawka – Enjolras
Mój Ężo, mój, mój, mój! Ale wiecie co... Dziwne to i nie posądziłabym się o to nigdy, ale stęskniłam się za Zagrośkiem. Tylko raz go widziałam :) Nie to, że Jaś cośtam nie zadomagał na mój gust, absolutnie nie. Tak po prostu. No ale do rzeczy. Pierwszy spektakl to śakiś taki troszku chyba nierówny jak dla mnie. Ale w całości spokojnie dość delikatnie, bardziej „przyjacielski” niż przyjacielsko-stanowczo-przywódczy”. Nie był to najlepszy Jaś jakiego widziałam. Za to drugi spektakl, no hohoho! Zupełnie inny człowiek, znaczy zupełnie inny Ężo. Surowy i przywódczy aż wióry leciały. Miny puszczane wkierunku Grantaire'- bezcenne, w ogóle ta władcza mimika... A podczas kwestii „odłóżmy na bok serca głód, historia czeka na nasz ruch, i własny los nie liczy się (podkreślenie celowe) myślałam, że temu bidnemu skitranemu Mariusowi zaraz przyłoży. No i jak on epicko leżał! I grzywie cześć i chwała! Ogólnie taki inny to Ężo niż ten będący mym ideałem, ale też genialny.
Po raz pierwszy również odnotowałam fajne „wstawki i dodatki” a było ich w wykonaniu niektórych dość sporawo i bywało zabawnie. Nie pomne już w jakich momentach. Następny spektakl jaki planuję to taki z Kają. I koniecznie na 15:00 lub 19:00, nie na 19:30, bo te pół godziny mnie totalnie gubi lub ratuje. Muszę dooglądać ją do końca, muszę! Z drugiego spektaklu musiałam więc wyjść gdzieś pod koniec wesela, co było iście nietaktowne z mej strony, ale co poradzić... Podsumowując był to astralnie epicki wieczór. Wieczór wielu pierwszych razów obsadowych, pierwsze dołączenie do krucjaty, pierwsze spotkanie wielu zacnych kobiet, a żeby nie było za pięknie to i pierwsze na tak długi czas rozstanie z Marcinem i spektaklem, który kocham no i pierwsze taki duże, że tak powiem z pompą, ale jednak rozstanie, z wami. Żałuję, że musiałam latać jak wariat po centrum w poszukiwaniu i kupowaniu różnych zaległych rzeczy; przez to nie mogłam z wami wszystkimi na spokojnie posiedzieć i poplotkować w kawiarni. Ale wspomnienie jednej z najepicstszych wizyty na stejdżdorze będzie trzymało mnie przy życiu do następnej krucjaty :D Aha i jeszcze... dowiedziałam się wreszcie jak na pewno nazywa się mój ulubiony pan z barykady :D No i nie wierzyłam, że sprawa poduchy będzie miała swój szczęśliwy finał jeszcze w tym sezonie. Miała, tylko i wyłącznie dzięki Sabci. Dziękuję! :*
Ostatnio zmieniony przez Prosiaczek dnia Pon 22:29, 20 Cze 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ilmariel
Pani z lasu Sherwood
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:44, 25 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Sezon Les Miserables należy niniejszym uznać za otwarty. Przyznam szczerze, że ciężko mi napisać cokolwiek konstruktywnego o wczorajszym spektaklu, jako że z jakichś przyczyn (ostatnio niestety często mi się to zdarza) przez większość czasu przebywałam w alternatywnym świecie własnych myśli, a skupienie się na przedstawieniu sprawiało mi nadzwyczajne kłopoty.
Co mogę jednak stwierdzić z całą pewnością, przerwa wakacyjna przysłużyła się bezwzględnie głosom aktorów. Kolejny argument za tym, co pisałyśmy już wielokrotnie o nadmiernej eksploatacji pierwszej obsady.
Niekwestionowaną gwiazdą wieczoru był Tomasz Steciuk, który jako Thenardier przechodził wczoraj samego siebie i był bodajże jedyną postacią, która przykuwała moją uwagę za każdym razem, kiedy zjawiała się na scenie. Jego mimika jest epicka! :)
Nie będę pisać o Januszu Krucińskim i Łukaszu Dziedzicu, jako że musiałabym po raz kolejny napisać to samo, co zawsze, a posty typu "kopiuj - wklej" sensu chyba nie mają ;) Było ładnie, dźwięcznie, emocjonująco - nic dodać, nic ująć. Na nich można liczyć.
Na plus również Paulina Janczak - a wiadomo powszechnie, że raczej jej fanką nie jestem. Nie znaczy to, że było jakoś rewelacyjnie, o nie, ale z pewnością lepiej, niż zazwyczaj. Nie byłam nią rozdrażniona, a to już dużo. A scena śmierci Valjeana w jej wykonaniu szczerze przypadła mi do gustu.
Spektakl ogólnie nazwałabym poprawnym, bez fajerwerków i szczególnych wzruszeń, ale też bez drastycznych wpadek.
Po przedstawieniu czekała nas nie-taka-znowu niespodzianka: odtwórcy głównych ról spotkali się z widzami, by podpisać płyty i programy Les Miserables. Była to z pewnością frajda dla dzieci, dla których spotkanie z aktorami w pełnym rynsztunku scenicznym było niezaprzeczalnie ciekawym przeżyciem. Sądzę jednak, a większość mniej lub bardziej regularnych bywalców backdooru zapewne się ze mną zgodzi, że nijak nie może się to równać z backdoorem tradycyjnym. Brakowało nam możliwości spokojnego zamienienia z artystami kilku słów, wyrażenia swoich podziękowań i wrażeń, jako że tego typu imprezie nieodzownie towarzyszy gigantyczny tłum, a co za tym idzie, pośpiech i zamęt. Mimo wszystko, i tak mam zdjęcie z Papciem Valjeanem, więc narzekać nie będę ;) Ale od Les Miserables zamierzam uczynić sobie dłuuuugą przerwę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Pani Ołówkowa, adminka
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:31, 25 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Cóż ja mogę rzec... Ilmariel prawie wyczerpała temat. Prrrawie, albowiem nie mogę nie wspomnieć o Jakubie Szydłowskim, który jak zwykle był rewelacyjny w swoim tysiącu ról, takoż o Tomku Chodorowskim, przeuroczym zawadiackim Gavroche'u. Pozwolę sobie również dodać, iż niezupełnie mi leżała Ewa LAchowicz jako Eponine. Nie, żeby była zła, broń Boże, ale w jej interpretacji Epo staje się kruchą, dziewczęcą istotką, mnie zaś brakowało tu trochę zadziorności, jaką zwykle emanuje Malwina Kusior.
|
|
Powrót do góry |
|
|
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:31, 25 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Ja podsumuję to tak, co za dużo to niezdrowo :P
Żałuję, że nie mogę w tym momencie wykrzesać z siebie większego entuzjazmu, ale odliczanie minut do przerwy/końca na podstawie długości piosenek, nie jest dobrym znakiem.
Do wczorajszych Les Misów tak w zasadzie nic nie mam. Obsada w większości lubiana, nawet Paulina Janczak, której unikam jako Cosette była ok.
Niezaprzeczalnym królem wieczoru był Tomek Steciuk Mistrz nad mistrzami i tyle. I jak moje przedpiśczynie, uważam że wakacje były dla wszystkich mocno na plus.
A osobiście mnie cieszy, że mam fotkę z papciem JV xD
No i wzbudzam strach, podsuwając cichcem wnioski kredytowe. To ciekawostka taka :P
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Pani Ołówkowa, adminka
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
|
Powrót do góry |
|
|
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes
Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:52, 30 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Bracia Kamińscy są boscy, jednakże alfonsjo z tego filmiku to raczej nie brat Kamiński.
Aczkolwiek ja mogę nie dowidzieć za dobrze i byłam chyba za mało razy, żeby dokładnie znać każdego. :P
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|